Instruktor JUTUB
Instruktor JUTUB (proponuję wymawiać z dżu-tub, w skrócie IJT) jest najbardziej zasłużonym instruktorem strzelectwa w Polsce.
Oczywiście pod pojęciem strzelectwa należy od razu odrzucić; strzelectwo sportowe, olimpijskie (zarówno na czas i odległość) IPSC, IDPA, strzelanie do rzutek i zwierząt, strzelanie wojskowe i policyjne. Wszystkie te dyscypliny i zagadnienia są wymierne i rządzą się swoimi zasadami. Instruktor JUTUB jest ponad takimi podziałami i skupia się na wąskim gronie osób strzelających do tarcz, baloników i blach w wyimaginowanym przez siebie paradygmacie taktycznym i środowiskowym, nieprzecinającym się z żadną płaszczyzną rzeczywistości, namacalnej lub wirtualnej. Instruktor JUTUB naucza ludzi, którym realne zastosowanie broni palnej w czymś co można zdefiniować jako dyscyplinę sportu lub praktyczne strzelenie do innego człowieka (w domyśle uzbrojonego, i/lub bardzo niebezpiecznego) jest niemożliwe w żadnej znanej rzeczywistości lub możliwej do przewidzenia równaniami Reshnell’a rzeczywistości równoległej, której prawdopodobieństwo istnienia, nawet w przestrzeni Banacha, jest rożne od zera.
Uczniowie instruktora JUTUB mają bardo bogate życie wewnętrzne, co jest o tyle fascynujące że generalnie taki wewnętrzny świat jest oznaką bardzo bujnej wyobraźni, cechy pożądanej wśród artystów, impresjonistów, aktorów a nawet matematyków. Tutaj natomiast funkcja wyobraźni się wyklucza, gdyż wyobraźnia jest podstawowym mechanizmem przewidywania, tego co może nas spotkać w krótkiej lub odległej przyszłości. Następuje kolizja – świat wewnętrzny generuje wizje, które poprawnie funkcjonująca wyobraźnia musiała by odrzucić. Jak można inaczej opisać świat fantazji, w którym regularnie trenowane są tak fantastyczne scenariusze jak strzelanie ludziom w głowy z przystawki w zwarciu bezpośrednim, obezwładnianie napastników z bronią automatyczną gołymi rękoma lub nawet trenowanie odruchu skanowania otoczenia poprzez ekwilibrystykę karku godną zawodnika sekcji gimnastyki stosowanej klubu sportowego Dynamo Czelabińsk.
Odrzuciliśmy sportowców. Pozostał trening strzelecki, praktyczny – dla praktyków. Kto więc na tej planecie, w Polsce, używa broni palnej, i dla kogo jest skierowany przekaz instruktora JUTUB?
Żołnierze? Niestety, musimy ich odrzucić, gdyż żołnierze działają w zespołach, a instruktor JUTUB to stricte instrukcja dla indywidualisty. Pomińmy fakt że “akt oddania strzału” – cała wojna to tylko zgrywanie przyrządów celowniczych z nieprzyjacielem i ściąganie spustu – od podwodnego okrętu atomowego do kbk AK włącznie (co to właściwie znaczy? Krótki Bojowy Karabin AK? Nie wiem, ale zawsze dla efektu mówię “kbk AK”, ludzie urodzeni po 1999 roku myślą wtedy że byłem w wojsku podczas desantu na Czechosłowację). Liczba osób fizycznie zastrzelonych przez żołnierzy to jakiś promil śmierci na polu walki. Najpierw jest Artyleria, potem choroby zakaźne i weneryczne, potem przepaść i gdzieś tam na końcu broń strzelecka; karabiny maszynowe, potem karabiny, a gdzieś na szarym końcu, incydentalnie, jest pistolet. Jak ktoś na wojnie zastrzelił kogoś z pistoletu, i nie mówię do Ciebie kolego Motorola, Ty stary wariacie!, to bardzo proszę dać znać na PRIV, postawię browar i posłucham historii, bo nie wieżę że coś takiego miało miejsce w ciągu ostatniej dekady.
Żołnierze jednostek specjalnych też proszę się nie podniecać przydatnością IJT, bo jak na wojnie strzelicie za liniami wroga to długo nie pożyjecie. Pozwolę sobie przypomnieć że zwykły patrol SAS / GROM lub inna Deltoformoza, nie jest w stanie przeżyć kontaktu ogniowego z kompanią piechoty zmotoryzowanej – a zrywanie kontaktu działa tylko na pokazach, na strzelnicy (patrz instruktor JUTUB) i w dżungli. Nie macie fizycznie tyle amunicji, a w kompani piechoty jest 18 karabinów maszynowych zasilanych taśmowo więc też jesteście martwi.
Antyterroryści – też pudło, znowu mamy pracę w zespole, pod warunkiem że żadne ogrodzenie z siatki drucianej nie stanie nam na drodze, ewentualnie napierdolony górnik z Rybnika tudzież innego Sosnowca, a instruktor JUTUB realnie może szkolić tylko jedną ekipę – AT POWĄZKI. Zresztą, Polskie AT jest zbyt zajęte strzelaniem do zakładników / siebie na wzajem, żeby mieć czas na IJT.
Policjanci – na 100 000 policjantów, śmiem twierdzić że broń z kabury w ciągu roku wyjmuje 100 (jeden na tysiąc) a strzały do innego człowieka oddaje 3 (trzech). W Polsce. Oczywiście instruktor JUTUB pokaże nam strumień ołowiu z USA uchwyconego telefonem komórkowym, w którym możemy oglądać sytuacje przypominające egzekucje jakich nie powstydził by się Ławrientij Beria, poprzez moralnie uzasadnionych, choć często kaskaderskich, użyć broni rodem z westernu. W końcu zabijanie przez policję kilku tysięcy własnych obywateli rocznie, w kraju z większą populacją zakładów karnych niż stalinowski Archipelag Gułag zobowiązuje. Każda z tych amerykańskich sytuacji taktyczno-strzeleckich ma więcej wpływu na fazy księżyca niż na polskie realia, niemniej jest to podstawowy efekt analiz wyznawców IJT. Celem ostatecznym analiz materiałów amerykańskich wydaje się doprowadzenie kontroli drogowej w Polsce do poziomu psychozy oblężenia Waco, ale zostawmy to na później.
Ochroniarzy (SUFO) nie wymieniam, gdyż wszystkie agencje ochrony w Polsce, od roku 1990, były zbyt zajęte: gubieniem broni, odjebywaniem się na służbie (na przemian z policjantami odjebującymi się na służbie – co jest tragedią naszych czasów, ale statystycznie typowe dla tej formacji), zabijaniem kasjerek w bankach, sprzedawaniem tematów na dziesiony poza firmę lub uprowadzaniem furgonetek z pieniędzmi (kolejność dowolna). Zresztą na szczęście dla społeczeństwa, bo jak by ochroniarze zaczęli z tych swoich raków (RAK – Ręczny Automat Komandosów, broń zaprojektowana do walki w zatłoczonej windzie.) napierdalać to był by dopiero temat. Ochrona nie jest od strzelania, ochrona jest od dawania ochronki ex-esbekom niższego szczebla, emerytowanym milicjantom i żołnierzom, żeby sobie mogli do renty dorobić po 60-tce, kiedy już stracili całe życie nie produkując wartości.
Zastanówmy się teraz przez chwilę, kto z tego oceanu ludzi noszących broń – BOR / WSI / ABW / SKW / SWW / SL (Straż Leśna ?? ) / AW / POLICJA / SOK / SW (ok, ok, w przypadku SW to tutaj się ponapierdalało z wieżyczki do ludzi, Rudolf Hoess byłby dumny, szanuję!) / SG etc. kiedykolwiek oddał strzał do człowieka? Do człowieka z bronią? Ilu z tych wybrańców zrobiło to więcej niż jeden raz w ciągu swojej 30-letniej kariery? Umówmy się. To są 3 żyjące osoby w Polsce. Mogłem się pomylić o minus 5. Trzy żyjące osoby w Polsce, więcej niż jeden raz strzeliły do człowieka z bronią, który do nich strzelał, albo chciał strzelić. (Żołnierze się nie liczą, odpadli kilka paragrafów wcześniej – co ciekawe – w sekcie wyznawców IJT, Żołnierzy jest najmniej). Jeżeli chcemy się szkolić, no to siłą rzeczy nie idziemy do kogoś kto robił daną czynność raz….na szczęście jest IJT i do jego światła możemy się zbliżyć.
Kto został? Została bardzo specyficzna osoba, ale na szczęście łatwo rozpoznawalna.
Po pierwsze czapka z daszkiem.
Bez czapki z daszkiem w tej grze się nie liczysz – tym samym ponownie odrzuciliśmy żołnierzy (chodzą na wojnie w hełmach) i policjantów z AT – też chodzą w hełmach, i w zespołach i nie strzelają z pistoletów – chyba ze akurat TVN kręci jakiś nowy serial, wtedy owszem czapki z daszkiem wskazane, żeby łatwiej było wrzucać granaty przez okno do jakiegoś spoconego koksa, który już i tak leży na ziemi bo miał na chacie dwa wagony lewych fajek. Czapka z daszkiem musi mieć rzep, na rzepie musi być PACZ – to taka naszywka na rzep. Najlepiej jak na naszywce jest logo jednostki do której się należy, lub chce się w fantazji należeć, lub jakiś morale-pacz – taka śmieszna naszywa, którą żołnierze noszą na wojnie, oddająca ich stan psychiczny, wiecie, tak jak pod Stalingradem nosili. A nie, pojebało mi się, pod Stalingradem ludzie się zabijali saperkami, i zaostrzonymi sztachetami, nikt nie miał czasu na takie brednie, zresztą było za zimno i Jutub nie chodził. Na czapce są okulary, już za kilkaset pln można kupić podstawowy model. W kwestii pieniędzy – to wszystko jest w chuj drogie, i wyznawca IJT nie może się utrzymywać z czegokolwiek co jest związane ze strzelectwem/pracą w mundurze z bronią, to musi być jego hobby, w które pompuje hajs, ewentualnie naucza innych w weekendy (normalnie instruktorzy i uczniowie IJT są w pracy z której się utrzymują, zostaje tylko weekend) – jest swego rodzaju medium pomiędzy materiałem IJT a neofitą. (Biegła znajomość języka angielskiego wskazana, materiały źródłowe w innych językach należy odrzucić jako fałszywe proroctwa.)
O wzorcach IJT – gdyż jak każde bóstwo pogańskie ma wiele twarzy – porozmawiamy później, najważniejsze jest to żeby nie skreślać jakiegokolwiek instruktora i guru IJT – nie można powiedzieć: “Ten instruktor robi to dobrze” – to zbyt płytkie – za wszelką cenę trzeba używać określeń mglistych: “podobają mi się niektóre jego elementy“, “….to akurat pokazuje dobrze….” “…nie ze wszystkim się zgadzam ale…” puentując: “…robię tak jak mi pasuje, każdy dostosuje coś dla siebie….” i na koniec, zamykające każdy argument stwierdzenie: “….na filmie tego nie widać….” – daje to zawsze furtkę wyjścia z twarzą jeżeli jedno objawienie IJT popadnie w grupową niełaskę i zagrozi pozycjonowaniu, do czego wrócimy. Wystarczy zaznaczyć że jest rotacja – dzisiejsze bóstwo objawione może popaść w niełaskę, jeżeli tylko jeden filmik za dużo, obnażający brak kompetencji wycieknie w niewłaściwym czasie.
Reszta ciuchów i sprzętów – de facto są to zgodnie z definicją podręcznikową fetysze w czystej formie – jest niemniej ciekawa – jeżeli zamiast czapki występuje kask – musi być wart kilka tysięcy PLN, najlepiej koncesjonowany, (wtedy źródło jego pozyskania można owiać mistyką “dojścia” do (ściszony głos) ….Jednostki…) i posiadać 2-3 niezależnie źródła światła – jakaś latarka Szur-Chujer (koniecznie z trybem IR do noktowizora panoramicznego PVS-28MK za 45 000 Euro, który się przydaje kiedy trzeba kogoś zastrzelić w autobusie linii 119 na Grabówek, ewentualnie tramwaj nr 13 na Ursynów, przystanek na żądanie Wólka-Kossowska) potem światełko chemiczne – lajght-stick, a z tyłu oświetlenie S&S MANTA – używane do koordynacji podczas skoków HAHO. Falliczny rekwizyt projekcji uczestnictwa w takim wydarzeniu jak skok w nocy ze spadochronem, mimo braku dostępu do samolotu transportowego i niezbędnych kilkuletnich szkoleń. Sprzeczności jest więcej. Dla osoby zdrowej, opis zakamarków psychiki ucznia IJT może być ukryty poza horyzontem percepcji. Jak przeciętny człowiek jest w stanie przenosić takie obciążenie na własnej głowie jest poza moją percepcją. Gdybym nie widział – nie uwierzył bym że to jest możliwe.
Pod kaskiem lub nad czapką, ochrona słuchu – niebezpiecznie merytoryczny przedmiot(!), ale uwaga – aktywna, (sama się ścisza jak się strzela, jest na baterie ((niestety zwykłe paluszki AA, które można kupić, w przeciwieństwie do pozostałych baterii RC123, które już nie są do kupienia gdziekolwiek i muszą być zamawiane)) żeby upewnić się że bez niech nie można funkcjonować – im więcej awaryjnego, zależnego od dziwnych baterii sprzętu tym lepiej) i uwaga ponownie, podłączona pod system łączności – wykupienie własnego pasma transmisji nie jest konieczne, ale wskazane. Podstawową funkcją tego nakrycia głowy jest pożarcie czasu niezbędnego do poprawnego dopasowania do użytkownika – jakoś czas na strzelnicy trzeba zabić, przecież nie treningiem, na to nie ma pomysłu, ale do tego dojdziemy.
W tym miejscu dwa słowa na temat mantry IJT – podczas każdego strzelania, należy – pominąć odprawę bezpieczeństwa – 30-40 sekund w porywach i narzekać na ograniczenia strzelnicy, rażąco niedopasowane do realnego (pamiętajcie że chorego przyjmujemy w jego świecie, te wydarzenia, inscenizowane sytuacje taktyczne, są dla nich prawdziwe, realne, i tak je traktujemy) treningu skutecznej walki bronią – więc za przymrużeniem oka są zawsze pomijane, tarcze poza kulochwytami, koniecznie punkt amunicyjny za plecami kolegów, i totalny chaos na każdym etapie strzelania, maniakalne oddawanie suchych strzałów po każdym dotknięciu broni, bagatelizując przypadkowe strzały pod stopy kolegów włącznie – to “normalny” element szkolenia IJT.
Spodnie i bluza to już tylko zwykły softshell / hardshell / flis / filc, membrana, byle z firmy Chujkterix i byle kosztowało 4 000 – tak, już za 4000 można kupić taki zestaw. Maskowanie (trzeba się zamaskować, kolejny bardzo znamienny dla biegłych psychologów element zachowań i praktyk IJT) nadal nieśmiertelny Multicam, który zdechnąć nie chce, ale czasem, powoli, i tutaj uwaga dla bardziej wrażliwych – disruptive environment combat grej – to jest tka nazwa na taktyczny kolor szary.
Nazewnictwo jest bardzo ważne, wszystko musi mieć swoją własną, popierdoloną nazwę. Każdy instruktor musi kreować nazwy własne. Jedna zasada – muszą być popierdolone, i muszą zastępować zwykłe, podręcznikowe, poprawne nazwy. Kilka przykładów: “skuteczna walka krótką bronią palną w dynamicznym kontakcie bezpośrednim, dynamiczne przydzielanie sektorów osłony statycznej w zespole uderzeniowo szturmowym, łuk treningu obręczy barkowej, podświadomy trening technik walki bezpośredniej, dynamiczne techniki w zwarciu na krótkim dystansem w środowiskach niewstrząsanych” itp. W kieszeni spodni, wepchnięty składany nóż – folder, nie mylić z zestawem EDC(!), i IFAK – to taka apteczka, tam musi być staza – podświadomie uczeń IJT przewiduje ze będzie mu potrzebna, w sytuacji kiedy wjedzie na minę MRAPEM (MRAP to taki 40-tonowy samochód opancerzony, ale jak już przekroczyliśmy rubikon sprzętu do skoków spadochronowych HAHO, fantazja może już bardzo łatwo podsunąć możliwość jazdy takim wozem i najechanie na “”AJDIKA”” w Polsce. To kwestia najbliższych godzin.) i mu upierdoli nogę w kolanie. Staza wtedy się przyda, ale nie tylko, wiec lepiej ja nosić, miejsca nie wyleży. Legenda głosi że ktoś kiedyś wiedział jak użyć zawartość zestawu IFAK.
Buty to już tylko LOWA / MEINDEL, 1500PLN+ ale ceny ostatnio poleciały na dół. Pustynne. Pasują do maskowania Multicam. Na pustynie. Bo Polska. Ale jak już wylądujemy po skoku HAHO to nie wiadomo – może nad Pustynię Błędowską nas zawieje. Ho ho.
Uzbrojenie. Uzbrojenie jest dopasowane do zadań. No i tu jest pierwszy problem bo zadań nie ma żadnych (wspomniany wcześniej konflikt rzeczywistości z wyobraźnią) ale można przyjąć pewne uproszczenie. Pistolet i karabin. Ok, karabinek jak już chcemy dzielić włos na czworo.
Karabinek systemu M4 i tutaj się zaczyna – może taki może sraki. Musi być na tłoku, wiadomo, bo się zatnie. Tak jak podczas ofensywy Tet w ’68 się zatnie. Będą strzelać (kto do kogo? Dlaczego?), a on się zatnie. System Stonera, który skutecznie zabił na śmierć kilkaset tysięcy ludzi albo lepiej, się zatnie. Ta historia. Ale strach przed tym zacięciem jest tak wielki że aż namacalny. Ale to chyba bardziej jest lęk. Nieokreślony. Wysunę hipotezę roboczą że to jest lęk przed spadkiem w rankingu pozycjonowania w grupie. Anyway. M4 nie może być wojskowy ani firmy COLT. To jest po prostu niewyobrażalne. Karabinek systemu M4 musi być pokurwieniem – jeżeli ktoś średnio obeznany z wojskiem jest w stanie go rozpoznać – to znaczy że jest chujowy. Idealnie chcemy posiadać produkt jakiegoś teksańskiego rusznikarza, który zrobił 3 sztuki i umarł. Z 38 dostępnych długości luf, musimy wybrać jakąś pokurwioną (nie może być kompatybilna z jakąkolwiek dostępną na rynku amunicją – dygresja, jeszcze poruszamy się na planecie kalibru 5.56 ale już niedługo wejdziemy w świat kalibrów Boewolf i Blackout i innych wynalazków, pociąg już jedzie w tym kierunku ślepym torem) – w zależności od długości lufy dzieją się różne rzeczy – “inaczej chodzi” (tak, jest tutaj mocny wątek kultu fallicznego) – karabinek musi “chodzić” – do tego spust – siła nacisku 2-3gram w porywach (praca na resecie, o chuj tu chodzi nie wiem, ale podobno spust się resetuje i tak jest lepiej #dropintrigger) – standardowy nie może być bo wtedy nie możemy robić urojonych fantazji, które nam pokazuje prestidigitator IJT. Urządzenie wylotowe. Koniecznie. Okazuje się bowiem że broń mająca odrzut i podrzut nieodczuwalny dla 7-latka, jest nie do kontrolowania bez dedykowanego urządzenia wylotowego przez dorosłego (fizycznie) mężczyznę. Magazynki – temat rzeka, można zacząć od pospolitych plastykowych Chujpula. Nie mogą tylko być stalowe. Stal się skończyła. Na tej planecie nie ma stali. Nie istnieje coś takiego jak stal. Widok M4 ze stalowym magazynkiem jest tabu. Nie jestem w stanie opisać konsekwencji wejścia na teren strzelnicy z takim magazynkiem, jest za lekki i się nie zacina, to go dyskwalifikuje.
Do tego latarka (to jest 6 (szósta(!) latarka – 3 są na kasku, jedna na broni, jedna na pistolecie, jedna w EDC) i wskaźnik laserowy – z trybem IR, żeby nasz laser było widać w noktowizorze, którego nie mamy. (latarka jest po to, żeby móc pojechać na szkolenie z używania latarki, funkcja dodatkowa to pożeranie kilku baterii CR123, obciążanie broni, generowanie zacięć i przeszkadzanie w strzelaniu).
Najważniejsze. W efekcie końcowym żaden element naszego karabinka nie może być zamienny z jakimkolwiek innym karabinkiem w kontynentalnej europie – każda część musi być customowa, unikalna, i nie do zastąpienia. Wszystkie te części nigdy nie mogą być zgrane ze sobą, dając ponownie bufor czasu na ich zgrywanie, odpasywania, i rozpierdalanie – wszystko byle odsunąć jak najdalej widmo niespełnienia fantazji, i dodać kolejne zmienne elementu łańcucha możliwych awarii. Daje to możliwie maksymalną ilość punktów do dyskusji i znaczników pozycjonujących szczęśliwych posiadaczy pozwolenia na broń sportową, w hermetycznym środowisku IJT.
Tak wyposażony człowiek, żyje w przeświadczeniu że ćwiczenia, które wykonuje na strzelnicy, w jakiś sposób przełożą się na świat rzeczywisty, np: w drodze do pracy autobusem, zobaczy active shootera (kolejna nazwa i pretekst do specjalistycznych kursów!), będzie miał na plecach karabin M4, tak akurat przypadkiem, i odpierdoli napastników i pojedzie do pracy. Pod warunkiem oczywiście że ktoś mu odpali TAJMER – bez BIIIIIIIIIIIIIIIIIIP! nie jest zdolny do walki, jak pies Pawłowa.
Te wszystkie elementy, składają się w jedna całość. Służą tylko i wyłącznie pozycjonowaniu tak wyposażonego absztyfikanta w gronie innych podobnie wyposażonych absztyfikantów, których płodem są kolejne filmy karmiące IJT w spirali absurdu, przelewające się potem w dyskusje na fejsbuku i służące ponownemu podtrzymaniu lub progresji pozycji w tej sztucznie wytworzonej hierarchii zbiorowej choroby psychicznej.
Wątki satelitarne; fascynacja asfiksjofilią, kim jest instruktor ZERO, dlaczego każdy pistolet GLOCK należy rozjebać lutownicą, czym jest skanowanie, oraz odpowiedź na najważniejsze pytanie: “jak to chodzi na ostrej” pozwolę sobie zostawić na następny felieton….
#Prezes.